📼 SFILMOWANI ③⓪: "Inwazja" (2007)
Wreszcie dobrnąłem do końca. Po ponad roku od przeczytania "Inwazji porywaczy ciał" Jacka Finneya, udało mi się dotrzeć do ostatniej ekranizacji. Muszę przyznać, że była to droga bardzo wyboista i gdybym pokonał ją na rowerze, miałbym teraz solidnie obitą dupę, a tak ucierpiało jedynie moje poczucie estetyki i dobrego smaku. Ale wiecie, co? Warto było, bo najnowsza adaptacja najbardziej znanej książki Finneya, pozytywnie zaskakuje, co po fatalnych dwóch poprzednich ekranizacjach czyli "Porywaczy ciał" z 1993 roku i niewiele lepszej "Inwazji łowców ciał" z 1978 roku, miałem naprawdę niewielkie oczekiwania. I ok, "Inwazja" Olivera Hirschbiegela według scenariusza Davida Kajganicha, mocno odbiega od książkowego oryginału. I ja wiem, że zawsze stawiam to za zarzut. Jednakże... No właśnie, czasami zmiany są na lepsze i to też trzeba wyraźnie zaznaczyć i to oddać. Gdyby Kajgenich ściśle trzymał się tekstu źródłowego, dostalibyśmy co najwyżej odgrzewanego kotleta. Kotlety są smaczne, gdy są świeże, a weźcie pod uwagę to, że książka Finneya to jednak opowieść z lat '50 XX wieku. Wówczas Amerykanie bali się Sowietów i wojny nuklearnej, a kosmici wykluwający się z jaj, to było coś, co z pewnością mroziło krew w żyłach. Dziś trąci to trochę myszką, więc nic dziwnego, że zostało to zmienione.
A zatem... Inwazja obcych w "Inwazji" została przedstawiona w formie pandemii kosmicznego wirusa. Efekt jest ten sam, co w powieści - z wirusa "wykluwają" się kosmici i przejmują kontrolę nad ciałem nosiciela. W efekcie wybucha pandemia i garstka naukowców - zdając sobie z niej sprawę - próbuje ją zwalczyć. Okazuje się, że jest to możliwe za sprawą ludzi odpornych - to również ciekawa innowacja, której w książce nie znajdziecie, a jednym z tych "nietykalnych" jest kilkuletni synek doktor Carol Bennell, która w powieści była panem doktorem Milesem Bennellem. Książkowy doktorek zakochuje się w pięknej Becky Driskoll, która z kolei w "Inwazji" jest Benem Driscollem. Daniel Craig urodą nie dorównuje Danie Wynter, ale to również mi nie przeszkadzało, bowiem przecudowna Nicole Kidman jest stworzona do głównych ról, a jako matka walcząca o bezpieczeństwo swojego dziecka jest... No, przyjemnie ogląda się ją na ekranie. Tę zamianę płci również traktuję jako coś na plus, bowiem nie jest tylko zmianą dla samej zmiany. Ta zmiana ma uzasadnienie. Mamy tu bowiem matkę, która walczy o swoje dziecko, motyw może i wyświechtany, ale to nie szkodzi.
A przeniesienie akcji z małego miasteczka do wielkiej metropolii? Hmmm... Wiecie co? "Inwazja" wizualnie jest całkiem przyzwoicie zrealizowana, jest tam sporo akcji, pościgi i ludzie rzucający się na jadące samochody, a to znacznie lepiej wygląda wśród drapaczy chmur niż na jakiejś pipidówce z trzema chałupami na krzyż. To również w tym wypadku się broni, choć oczywiście z książką ma niewiele wspólnego.
I ja wiem, że "Inwazja" to bardzo luźna adaptacja prozy Finneya, ale jeśli miałbym oceniać film jako dzieło niezależne od literatury, to obraz Hirschbiegela podobał mi się najbardziej spośród wszystkich czterech obrazów, które w mniejszym lub większym stopniu czerpały z powieści "Inwazja porywaczy ciał". Ten film, po prostu, dobrze się ogląda i tyle.
A zatem... Inwazja obcych w "Inwazji" została przedstawiona w formie pandemii kosmicznego wirusa. Efekt jest ten sam, co w powieści - z wirusa "wykluwają" się kosmici i przejmują kontrolę nad ciałem nosiciela. W efekcie wybucha pandemia i garstka naukowców - zdając sobie z niej sprawę - próbuje ją zwalczyć. Okazuje się, że jest to możliwe za sprawą ludzi odpornych - to również ciekawa innowacja, której w książce nie znajdziecie, a jednym z tych "nietykalnych" jest kilkuletni synek doktor Carol Bennell, która w powieści była panem doktorem Milesem Bennellem. Książkowy doktorek zakochuje się w pięknej Becky Driskoll, która z kolei w "Inwazji" jest Benem Driscollem. Daniel Craig urodą nie dorównuje Danie Wynter, ale to również mi nie przeszkadzało, bowiem przecudowna Nicole Kidman jest stworzona do głównych ról, a jako matka walcząca o bezpieczeństwo swojego dziecka jest... No, przyjemnie ogląda się ją na ekranie. Tę zamianę płci również traktuję jako coś na plus, bowiem nie jest tylko zmianą dla samej zmiany. Ta zmiana ma uzasadnienie. Mamy tu bowiem matkę, która walczy o swoje dziecko, motyw może i wyświechtany, ale to nie szkodzi.
A przeniesienie akcji z małego miasteczka do wielkiej metropolii? Hmmm... Wiecie co? "Inwazja" wizualnie jest całkiem przyzwoicie zrealizowana, jest tam sporo akcji, pościgi i ludzie rzucający się na jadące samochody, a to znacznie lepiej wygląda wśród drapaczy chmur niż na jakiejś pipidówce z trzema chałupami na krzyż. To również w tym wypadku się broni, choć oczywiście z książką ma niewiele wspólnego.
I ja wiem, że "Inwazja" to bardzo luźna adaptacja prozy Finneya, ale jeśli miałbym oceniać film jako dzieło niezależne od literatury, to obraz Hirschbiegela podobał mi się najbardziej spośród wszystkich czterech obrazów, które w mniejszym lub większym stopniu czerpały z powieści "Inwazja porywaczy ciał". Ten film, po prostu, dobrze się ogląda i tyle.
tytuł oryginalny: The Invasion
reżyseria: Oliver Hirschbiegel
scenariusz: David Kajganich
na podstawie powieści: Inwazja porywaczy ciał - Jack Finney
reżyseria: Oliver Hirschbiegel
scenariusz: David Kajganich
na podstawie powieści: Inwazja porywaczy ciał - Jack Finney
obsada: Nicole Kidman, Daniel Craig, Jackson Bond, Jeffrey Wright, Jeremy Northam i inni
kraj: USA, Australia
kraj: USA, Australia
czas trwania: 1:39
rok produkcji: 2007
Komentarze
Prześlij komentarz