📼 SFILMOWANI ③④: Pożegnanie jesieni (1990)
STANISŁAWA IGNACEGO WITKIEWICZA
Witkacy nie był twórcą łatwym. Jego dzieła przypominały wizje szaleńca, który przesadził z kokainą, ale – jak się okazało – były również wizjonerskie. Przynajmniej takim jest jego "Pożegnanie jesieni" z 1927 roku, w którym autor przewidział szalejący w Polsce komunistyczny zamordyzm. Jednakże przeniesienie tej historii na ekran nie było proste. Witkiewicz, tworząc dzieło mocno awangardowe i dekadenckie, pozwolił sobie zarówno na zabawę formą, jak i przeintelektualizowane momenty, przez które trudno przebrnąć. Przypomina to przejście przez bagno – może niezbyt głębokie, więc utonąć się w nim nie da, ale wystarczająco grząskie, by skutecznie uprzykrzyć wędrówkę. I nie zrozumcie mnie źle – mimo swoich wad powieść jest dobra, wizjonerska i mocno ryjąca banię. Właśnie dlatego obawiałem się tej ekranizacji, zwłaszcza że jej napisanie powierzono trzem gościom bez większego doświadczenia.
Trzej scenarzyści – Mariusz Treliński, który został także reżyserem "Pożegnania jesieni", Wojciech Nowak i Janusz Wróblewski – nie mieli na koncie zbyt wielu sukcesów. Treliński nakręcił wcześniej kilka krótkometrażówek i "Zad wielkiego wieloryba". Wróblewski po pracy nad ekranizacją Witkacego przeszedł na "drugą stronę" i został krytykiem filmowym. Natomiast Wojciech Nowak debiutował jako scenarzysta i reżyser ledwie dziesięć miesięcy wcześniej całkiem dobrze przyjętym dramatem obyczajowym "Śmierć dziecioroba".
Naprawdę byłem gotowy na kolejny gniot albo – w najlepszym razie – przeciętne dziełko. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem wysmakowany, zmysłowy obraz w pięknej stylistyce, ze świetnymi kreacjami Jana Frycza i Marii Pakulnis. Dario i Nadieżda Tumska jako toksyczna para kochanków doskonale oddali relację powieściowych Heli i Atanazego, a nie było to łatwe zadanie. Witkiewicz położył ogromny nacisk na psychologię postaci, dlatego obawiałem się, że scenariusz, reżyseria i aktorzy mogą tego nie udźwignąć. Tymczasem dali niezwykły pokaz namiętności, szaleństwa i dekadenckiego zepsucia. W tle, podobnie jak w książce, obserwujemy burzliwe przemiany polityczne i społeczne, upadek demokracji oraz brutalny zamordyzm komunistów, który faktycznie nastał kilkanaście lat później. Pod tym względem powieść Witkacego okazała się prorocza, a film trzyma się oryginału, przenosząc nas w lata 20. XX wieku.
Przedwojenne samochody, modernistyczne wnętrza, lekko podkręcone kolory, a także niebanalna muzyka Michała Urbaniaka i całkiem niezłe zdjęcia Jarosława Żamojdy (który jako reżyser wypada fatalnie, ale jako operator – przyzwoicie) sprawiają, że całość ogląda się bardzo dobrze. To mocno skondensowany Witkiewicz, ale to akurat na plus – zniknęły rozwlekłe narracyjne słowotoki, które były najsłabszą stroną powieści. Filmowe "Pożegnanie jesieni" to zdecydowanie pozycja godna polecenia, podobnie jak książka, która jest czymś zupełnie innym niż wszystko, co dotąd czytałem.
scenariusz: Mariusz Treliński, Wojciech Nowak, Janusz Wróblewski
na podstawie powieści: Pożegnanie jesieni - Stanisław Ignacy Witkiewicz
kraj: Polska
Komentarze
Prześlij komentarz