OSTATNI GOŚĆ WESELNY | Jason Rekulak
THRILLER ŚLUBNY JASONA REKULAKA
Wreszcie mogę wyjść na balkon i – przy szumie ulicy, krzykach nawołujących się mew, turkocie kosiarek rodem z "Prostej historii" i piskach tramwajów na zakręcie – postukać trochę w klawisze. Lubię pisać na świeżym powietrzu... No dobra, z tym „świeżym” to trochę przesadzam, bo o ile zapach skoszonej trawy jest spoko, o tyle obiadowe wyziewy od sąsiadów – już niekoniecznie. Tak czy inaczej, siedzę i piszę o najnowszej powieści Jasona Rekulaka "Ostatni gość weselny". Twórca "Niemożliwej fortecy" i "Tajemnych rysunków" ma już w Polsce całkiem spore grono fanów – zaliczam się do nich – i wiecie co? Ten gość znowu Was zaskoczy, bo jego najnowsza historia to coś, czego nie sposób porównać do poprzednich książek.
Chociaż nie, skłamałem. Rekulak chyba ma jakąś słabość do Polaków. W "Niemożliwej fortecy" pojawia się postać programistki Mary Zelinsky, a w "Ostatnim gościu weselnym" głównym bohaterem jest Frank Szatowski. Props na starcie, ale jedźmy dalej.Frank to zwykły facet z niewielkiego amerykańskiego miasteczka. Pracuje jako kurier UPS i za kilka lat ma przejść na emeryturę. Pewnego dnia, dość niespodziewanie, dzwoni jego jedyna córka Maggie. Nie rozmawiali ze sobą od trzech lat, a tu nagle ni stąd, ni zowąd – dziewczyna oznajmia, że wychodzi za mąż. Jej wybrankiem jest Aidan Gardner – syn naprawdę dzianego gościa działającego w branży nowych technologii. Kilka miesięcy później ma się odbyć ślub, a niedługo przed wyjazdem na ceremonię Frank dostaje tajemniczą przesyłkę: zdjęcie, na którym Aidan stoi nad jeziorem z jakąś dziewczyną. Tą dziewczyną okazuje się Dawn Taggart – była partnerka Aidana. Jej matka i wuj uważają, że to właśnie Aidan stoi za jej zniknięciem. Choć zarówno Maggie, jak i jej narzeczony zarzekają się, że chłopak nie miał z tym nic wspólnego, Frank zaczyna mieć wątpliwości. Te tylko się nasilają, gdy wraz z siostrą stawia się w ekskluzywnym ośrodku należącym do Gardnerów, gdzie ma się odbyć wesele. Przed wjazdem każdy gość musi podpisać klauzulę poufności, a cały teren patrolują ochroniarze z bronią. W dodatku Frank podsłuchuje podejrzaną rozmowę Aidana z jego przyjaciółką... Atmosfera gęstnieje, a znaków zapytania przybywa. Frank coraz bardziej wątpi, czy jego córka dokonała słusznego wyboru.
W thrillerach, oprócz samej historii i bohaterów, ważne jest też tempo. To nie fantastyka, gdzie można rozciągnąć fabułę na tysiąc stron i – o ile będzie odpowiednio rozbudowana i nie okaże się zwykłym laniem wody – wciąż się obroni. Thriller to gatunek, który nie wybacza dłużyzn, a czytelnik musi otrzymać odpowiednią liczbę twistów fabularnych. Ile? Sam nie wiem. Ale na pewno więcej niż jeden. Jason Rekulak w "Ostatnim gościu weselnym" serwuje nam historię, która od początku intryguje – najpierw na poziomie emocjonalnym, rodzinnym, bo oto po latach dochodzi do spotkania ojca i córki. Nie wiemy, o co poszło, ale skoro Maggie całkowicie zerwała kontakt z jedynym rodzicem, coś musiało być na rzeczy.
Potem Rekulak tylko podkręca temperaturę – powoli i umiejętnie. Dostajemy sprawę zaginięcia, które – jak się domyślamy – ma drugie dno, i rodzinę z wpływami, pieniędzmi oraz koneksjami: od lokalnych glin po drobnych przedsiębiorców. Autor porusza też ważne tematy społeczne, takie jak trudne relacje rodzinne czy porzucenie dziecka. W bonusie dostajemy motyw napiętej relacji na linii ojciec–córka oraz opowieść o zwykłym facecie, który po raz pierwszy w życiu musi zmierzyć się z prawdziwym złem. "Ostatni gość weselny" to także powieść o niepohamowanych żądzach i braku podstawowego rozróżnienia dobra od zła.
Jason Rekulak stworzył kolejny bardzo dobry thriller, który trzyma w napięciu i zaskakuje, a przy tym oferuje świetnie nakreślonego głównego bohatera i godnego przeciwnika. Nie zdradzę, kto nim jest – nie chcę spoilerować – ale to było jedno z największych zaskoczeń. I jedyna rzecz, do której naprawdę mógłbym się przyczepić, to okładka. Jest po prostu paskudna i kojarzy się z pulpowymi pozycjami z lat 90. Ten niebiesko-czerwony gradient, te niedobrane czcionki, ten ociekający krwią tort weselny... Graficy naprawdę zrobili tej książce krzywdę. O wiele lepiej byłoby sięgnąć po projekt z oryginalnego wydania – może i sztampowy, ale przynajmniej nie razi w oczy.
Tak że jeśli myślicie o sięgnięciu po tę powieść, a odpycha Was obwoluta – spróbujcie się przemóc. Warto. To bardzo dobra książka, którą serdecznie polecam. I już nie mogę się doczekać kolejnych tytułów od Rekulaka.
Komentarze
Prześlij komentarz