DEMONOMACHIA | Marek Krajewski

* DEMON Z KRAKOWA *
 
Gdy dowiedziałem się, że "ojciec chrzestny" polskiego kryminału retro przygotował powieść grozy, nakręciłem się jak impotent na wiagrę, ewentualnie jak przysłowiowy "szczerbaty na suchary". Bardzo lubię styl pana Krajewskiego oraz Jego opowieści zarówno te z dawnego Wrocławia, jak i z Lwowa. Można nawet powiedzieć, że jestem fanem, choć nie stało się to od razu. Do książek tego Autora musiałem dojrzeć. Może nawet wydorośleć? Tak czy inaczej, najnowsza powieść spod pióra wrocławskiego Pisarza, mocno mnie zaintrygowała. Sam tytuł - Demonomachia - brzmi tyleż samo niepokojąco, co intrygująco, a opis książki od razu przywołał mi na myśl Egzorcystę Williama Petera Blatty'ego. To było pierwsze skojarzenie, które wywołały demony "występujące" w obu powieściach, ale - uwierzcie mi - są to zupełnie inne historie.

Wszystko zaczyna się w roku 1899, kiedy to trzech uczniów podgórskiego gimnazjum organizuje seans spirytystyczny. Jeden z chłopców - Stefan Zborski - pragnie skontaktować się ze swoim niedawno zmarłym ojcem i zapytać go o kilka ważnych kwestii. Niestety, zamiast ducha, udaje im się przyzwać demona, który - jak się wydaje Zborskiemu - opętuje go. Po tej nocy, Stefan zmienia się: nocami dręczą go koszmary, a za dnia rzuca klątwy na bogu ducha winnych ludzi, choć wcale tego nie chce. Jego przekleństwa nie mają jednak żadnej mocy. Do czasu, aż trafiają w wyjątkowo upierdliwego dwunastoletniego Szlomka - sąsiada Zborskiego. Wkrótce chłopiec zaczyna mówić obcymi językami i zachowywać się jak dzikie zwierzę. Stefan próbuje naprawić swój błąd, ale dzieciak trafia pod opiekę dziadka i znika z Podgórza. Zborski opleciony wyrzutami sumienia postanawia zostać egzorcystą i wstępuje do seminarium.

Mijają dwa lata i nasz bohater właśnie wylatuje z uniwerku dla przyszłych siewców Słowa Bożego. Wszystko przez wykład "Czy Lucyfer jest Szatanem?", wygłoszony przez nasz bohatera w pewnym klubie dla krakowskiej inteligencji. Bo, widzicie, przez te dwa lata Zborski jakby stracił entuzjazm do polowania na demony. Mało tego: zaczął wątpić, że takowe byty w ogóle istnieją. Właśnie kogoś takiego: negującego siły nieczyste, a jednocześnie oczytanego i doskonale znającego temat, potrzebuje pewna żydowska niewiasta, którą brat oskarża o to, że jest opętana przez dybuka i w związku z tym nie chce podzielić się z nią spadkiem po rodzicach. Zborski rozpoczyna śledztwo mające na celu udowodnienie racji kobiety i oczyszczenie jej z zarzutów.
 
Demonomachia, to bez wątpienia powieść grozy, ale bez fajerwerków. Akcja jest tu raczej niespieszna, ale to zupełnie nie przeszkadza, bowiem gdy treść wzbudza ciekawość, a tak było w tym przypadku, wolne tempo akcji jest raczej czynnikiem sprzyjającym, aniżeli deprymującym. Mamy też tu mocno rozbudowaną postać głównego bohatera, którym miotają sprzeczne emocje, który - jak większość młodych ludzi - szuka swojej drogi i w tych poszukiwaniach często błądzi. Stefan Zborski, to jedna z ciekawszych literackich postaci, które ostatnio poznałem. Facet zapada w pamięć niczym buźka Rona Perlmana, albo biust Christiny Hendricks. Nie jest to bynajmniej bohater kryształowy, ale tacy są zwyczajnie nudni. Naszemu Stefkowi nie brakuje negatywnych cech, ale to właśnie dzięki nim jest bardziej... ludzki.

Marek Krajewski w swojej opowieści zabiera nas do Krakowa i podkrakowskiego wówczas Podgórza, z przełomu XIX i XX wieku. Granicę między dwoma miastami (dziś Podgórze jest dzielnicą Krakowa) stanowi Wisła, a także przepaść obyczajowa, kulturowa i mentalna. Autor świetnie uchwycił te różnice, przez co Demonomachia siłą rzeczy stała się również opowieścią o dwóch światach. Pierwszy - Kraków - to kolebka młodych polskich artystów, którzy oddają się cielesnym uciechom i wszelakiej rozpuście. Drugi świat - Podgórze - to z kolei zagłębie ortodoksyjnych Żydów, dla których, pozornie, religia jest rzeczą najważniejszą. Marek Krajewski - co pokazał już wielokrotnie - ma słabość do unurzania swoich bohaterów w brudzie, dekadencji i lubieżności. W Demonomachii również nie mogło tego zabraknąć, w końcu mamy tu do czynienia z opowieścią o demonach, którym - jak wiadomo - nic co wszeteczne, nie jest obce.

Dybuki, orgie, opętania, zimne i zatęchłe klitki Podgórza oraz eleganckie krakowskie apartamenty, przeklęte rewiry, w których można dostać po ryju i centra krakowskiej bohemy - Demonomachia, to mroczna, pełna kontrastów historia o człowieku wątpiącym, który nie tylko musi stawić czoło siłom zła, ale i - a może właśnie przede wszystkim - własnym słabościom. To świetnie napisana powieść, w której nie brakuje zwrotów akcji, wyrazistych postaci i wywołujących ciarki na plecach momentów. A całość ubrana w klimatyczną oprawę, która odwołuje się do stylistyki okładek sprzed ponad stu i więcej lat. Demonomachia, to nowa literacka twarz Marka Krajewskiego. Z przyjemnością wziąłem tę książkę do ręki, z jeszcze większą przyjemnością ją przeczytałem, a teraz serdecznie Wam polecam.
 
ISBN: 978-83-240-6396-3
wydawnictwo: Znak
ilość stron: 320
oprawa: miękka ze skrzydełkami
rok wydania: 2022 
ocena: 💀💀💀💀💀💀💀 7/10
| 🤝 recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem ZNAK

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

KANE. BOGOWIE W MROKU | Karl Edward Wagner

1984 | George Orwell

ŻYWE TRUPY | George A. Romero & Daniel Kraus