CIEMNO, PRAWIE NOC | Joanna Bator

CIEMNO I NUDNO - WIELKIE ROZCZAROWANIE PROZĄ JOANNY BATOR

Zaglądam właśnie do moich notatek, które sporządzałem w trakcie czytania "Ciemno, prawie noc". Nie chciałem, aby – w ramach wyparcia – złe wrażenia umknęły mi, uleciały jak dym z komina familoka, zatarły się niczym koszmar minionej nocy. Ale nawet gdybym nie napisał nic, po przeczytaniu nagrodzonej powieści Joanny Bator, nie miałbym dobrych wspomnień, a te i tak by nie uleciały. Po prostu trudno rozproszyć takie zbiegowisko.     

Wspominając o nagrodzie, mam na myśli Nagrodę Nike, którą Bator zgarnęła za tę powieść w 2013 roku. W sumie koło pępka mi lata, jakie dana powieść zgarnęła nagrody. Nie jest to dla mnie ważne, a co za tym idzie – nie stanowi wyznacznika jakości. O Nike wspominam jedynie z reporterskiego obowiązku, choć oczywiście recenzję trudno nazwać reportażem. Tak czy inaczej, nagroda została przyznana. Inna rzecz, że kiedy dowiedziałem się, przez kogo, zacząłem rozumieć, dlaczego książka nie przypadła mi do gustu. Mimo to przebrnąłem przez tę chaotyczną opowieść o traumach, ukrytym skarbie i pedofilach.

Główną bohaterką i jednocześnie narratorką "Ciemno, prawie noc" jest Alicja Tabor – dziennikarka, chyba śledcza, która została wysłana do Wałbrzycha, aby napisać reportaż o trójce zaginionych dzieci. Dwie dziewczynki i chłopiec zniknęli jak kamień w wodę, a nikt nie ma pojęcia, kto je uprowadził. Dla Alicji to powrót na stare śmieci, bowiem właśnie w Wałbrzychu się urodziła i wychowała. Nadal ma tam dom po zmarłym ojcu, w którym się zatrzymuje. Fale wspomnień zalewają nie do końca zrównoważoną główną bohaterkę. Przypomina sobie ojca, który całe życie szukał ukrytego gdzieś pod Zamkiem Książ skarbu, siostrę, która popełniła samobójstwo, oraz dzieciństwo – może i spokojne, pozbawione przemocy, ale też bez przesadnych uczuć czy miłości. Alicja próbuje poukładać swoją przeszłość i jednocześnie rozpoczyna dziennikarskie śledztwo – jedno z najnudniejszych, jakie spotkałem w literaturze.

Już pierwsze wrażenie nie było zbyt dobre. Między mną a powieścią wyraźnie nie zaiskrzyło. Na samym początku dostajemy dość karkołomnie napisaną scenę w pociągu. Już tutaj autorka serwuje nam namiastkę głównej bohaterki, która prezentuje się jako typowa, wręcz memiczna snobka z Warszawy, kręcąca nosem na otoczenie i współpasażerów. Tu też pojawia się coś, co myślałem, że będzie incydentalne, a okazało się nieznośną manierą Bator – łączenie słów w ciągi znaków. Choć rozumiem intencję i zamysł, to jednak stanowczo za dużo tu tego bełkotu. Sama Alicja z czasem się zmienia, pokazując bardziej ludzką twarz, ale nadal uważam ją za na tyle mało atrakcyjną postać, że narracja pierwszoosobowa trochę mnie drażniła. Tym bardziej że autorka lubi się rozwodzić. Dostajemy na przykład kilkustronicowy elaborat o bieganiu, a takich niepotrzebnie nastukanych stron jest więcej.

W zamyśle ma to być kryminał/thriller psychologiczny. Kryminalna intryga faktycznie jest ciekawie zarysowana, dodatkowo dochodzi wątek skarbu ukrytego przez Niemców u schyłku II wojny światowej, ale co z tego, skoro wszystko zostaje przysypane miałem pobocznych wątków? W finale główne motywy w ogóle się nie zazębiają, a jeśli już – to jakby na siłę i zupełnie nieprzekonująco.

Co mnie trzymało przy tej książce? Hmmm... Z pewnością język. Joanna Bator potrafi posługiwać się słowami – przynajmniej jako narratorka. Jednak po jakimś czasie odkryłem, że są to słowa puste, za którymi nie ma ani uczuć, ani emocji. A trochę by się tu ich przydało. Z narracji bije chłód. Być może był to celowy zamysł, a może nie, ale ten sposób narracji i wpychanie wielu wątków na siłę bardzo przypominał mi styl Katarzyny Bondy. Jeśli więc lubicie jej powieści, to "Ciemno, prawie noc" może Wam się spodobać. Ja nie trawię jej twórczości i omijam szerokim łukiem, toteż gdy Bator skojarzyła mi się z Bondą, było już po zawodach.

Inną rzeczą są śladowe ilości dialogów w tej powieści, a jeśli już się pojawiają, to wypadają bardzo kulawo – zwłaszcza gdy Alicja musi się zmierzyć z niewykształconą wałbrzyską biedotą. Bator momentami w sposób wręcz ohydny i uwłaczający wypacza obraz biednych dzielnic i ich mieszkańców.

Chociaż nie – skłamałbym, gdybym napisał, że wszystko mi tu nie leżało. Podobał mi się wątek siostry Alicji i aż się prosiło o jakieś retrospekcje, tymczasem dostajemy tylko urywane wspomnienia głównej bohaterki, przypominające wybrakowany pamiętnik. Mimo wszystko ta historia urzeka i chwyta za serducho. To jednak stanowczo za mało, aby powiedzieć, że książka mi się podobała, a nawet że była średnia. Nie – uważam, że "Ciemno, prawie noc" to powieść słaba, przy której mocno się zmęczyłem. I nie dlatego, że była jakoś specjalnie wymagająca, że zmuszała do zaangażowania czy refleksji. Nie, nie o to mi chodzi. Po prostu towarzyszyło mi przekonanie, że z dziełem Bator tracę czas, że ta książka nie ma dla mnie żadnej wartości – nie pobudza mnie ani uczuciowo, ani intelektualnie. Chciałem tylko dobrnąć do końca, aby dowiedzieć się, jak kończy się ta historia. Swoją drogą – kończy się tak sobie, w każdym razie finał nie zrekompensował mi trudów brodzenia w tej opowieści.

Jeśli o mnie chodzi, do twórczości pani Bator już raczej nie wrócę, bo zwyczajnie szkoda mi pieniędzy na drugie szanse. Zwłaszcza że jest tylu autorów, których twórczości jeszcze nie poznałem, a bardzo chcę to zrobić. Co do "Ciemno, prawie noc" – minęło już kilkanaście lat od premiery, więc zakładam, że ci, którzy mieli przeczytać, już to zrobili. Mój tekst niczego nie zmieni – i nie ma takiego zamiaru. Ma być jedynie wskazówką. Niemniej uważam, że kiepsko wydałem 20 zł. Tym razem inwestycja nie zwróciła się w formie dobrych wrażeń. Pozostał tylko gorzki niesmak słabej lektury.

tytuł oryginalny: "Ciemno, prawie noc" (2012)
autor: Joanna Bator
ilustracje: Aleksandra Niepsuj
ISBN: 978-83-240-6159-4
wydawnictwo: Znak
ilość stron: 512
oprawa: twarda
rok wydania: 2021
gatunek: thriller psychologiczny
ocena: 💀💀💀 3/10


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

SPOWIEDŹ NIKOSIA ZZA GROBU | Tadeusz Batyr

HARRY ANGEL | William Hjorstberg