SMOCZA ŁZA | Marta Mrozińska 🔻🆁ᴇᴄᴇɴᴢᴊᴀ

● NA GRZBIECIE SMOKA KU PRZEZNACZENIU. 
WIELKI FINAŁ TRYLOGII MARTY MROZIŃSKIEJ 

„Smocza Łza” była jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku. Sami więc rozumiecie, że oczekiwania były spore. A pomyśleć, że ledwie rok temu Marta Mrozińska debiutowała literacko – i to w jakim stylu! „Jeleni Sztylet”, bo o nim mowa, był dla mnie odkryciem. Świeżym powiewem w dusznej sali polskiej fantastyki. Potrzebowaliśmy nowego głosu – i Mrozińska okazała się idealną kandydatką. Udowodniła, że można stworzyć soczystą, słowiańską fantasy z wyrazistą, silną, a przy tym niekarykaturalną kobiecą bohaterką. Że nie tylko Sapkowski potrafi sięgać do mitologii naszych praprzodków. I że kobieca fantastyka może być dojrzała, inteligentna i uniwersalna – niezależnie od płci czy wieku odbiorcy.

Trylogia od początku była zaplanowana jako całość – po „Jelenim Sztylecie” szybko dostaliśmy „Bursztynowy Miecz”, a teraz, po kolejnych ośmiu miesiącach, przyszedł czas na finał historii Wszebory Lapis. A może... jedynie zakończenie pewnego etapu? O tym za chwilę. Najpierw ważna uwaga: żeby czytanie tej opowieści miało sens i trzymało się kupy, trzeba zacząć od początku. Ta trylogia to zwarta kompozycja – albo lecicie po kolei, albo odpuśćcie. To drugie odradzam, bo tę opowieść warto ją poznać.

Ciężko mi pisać o fabule „Smoczej Łzy” bez wpadania w spoilery. W głowie zapala mi się wtedy to pulsujące czerwone światełko – irytujące jak cholera – które przypomina, by być ostrożnym. Więc umówmy się, że dalej zostają już tylko ci, którzy dwa pierwsze tomy mają odhaczone.

W „Smoczej Łzie” Bora przypomina trochę Daenerys Targaryen z „Pieśni Lodu i Ognia”. Ma smoka (co prawda tylko jednego), i nie zawaha się go użyć. Fabuła koncentruje się na decydującym starciu pomiędzy napadniętą Awandią a agresywną Waregią, ale nie brakuje też innych wojen – w tym tej najważniejszej: wewnętrznej, między Borą a jej rodziną. I tu również zbliżamy się do rozstrzygnięcia...

Sama Bora przechodzi kolejne przemiany. To już nie jest ta sama narwana buntowniczka z „Jeleniego Sztyletu”. Jej pragnienie wolności wciąż jest żywe, ale teraz dojrzewa, nabiera innej perspektywy. Kształtują ją przeżycia, odpowiedzialność władzy i mocy nadanych przez Stary Lud... Ale przede wszystkim – doświadczenie życia i świadomość konsekwencji własnych decyzji. To właśnie wstrząsa nią najmocniej.

Wszebora Lapis to jedna z najbardziej wyrazistych postaci, z jakimi miałem do czynienia w ostatnich latach. Świetnie napisana, pełna sprzeczności, z całym zestawem wad i zalet, które raz kierują ją ku światłu, a raz w stronę mroku. Dzięki temu Bora nie jest postacią jednowymiarową – wręcz przeciwnie, kipią w niej emocje - czasem sprzeczne, napięcia oraz decyzje, z którymi nie zawsze łatwo się pogodzić.

Ale Mrozińska stworzyła więcej postaci, które zapadają w pamięć – choćby Slavika, Dago czy główną antagonistkę – Tarninę. W „Smoczej Łzie” pojawiają się też nowi bohaterowie, m.in.: Kaja i Alojzy z Wysp Utraconych, którzy spokojnie mogliby dostać własny spin-off/prequel.

No właśnie – autorka w ostatnim tomie poszerza świat swojej opowieści. Przedstawia kolejne krainy, a całość nie ustępuje rozmachem ani Śródziemiu Tolkiena, ani Westeros Martina. To uniwersum ma potencjał na więcej niż tylko trylogię – i bardzo liczę, że zostanie rozwinięte. Zresztą Mrozińską i Martina łączy coś jeszcze – oboje nie biorą jeńców. W ostatnim tomie każdy może zginąć. Każdy może dostać czapę. I nie ma, że boli.

Na koniec muszę się z Wami podzielić pewną myślą, wrażeniem, które każe sądzić, że z każdą kolejną książką Marta Mrozińska coraz lepiej snuje swoją opowieść. „Smocza Łza” to – moim zdaniem – najlepszy tom całego cyklu. Nie tylko fabularnie (choć tu zdarzyły się momenty nieco za długie), ale przede wszystkim pod względem stylu. Już w debiucie autorka zachwycała językiem, ale teraz widać, jak bardzo dojrzała. Czuć, że nie jest to już żółtodziób, że otrzaskała się z piórem i nabrała pewności siebie, przekonania, że to co tworzy jest naprawdę dobre. Literacko to jej najlepsza książka i mam nadzieję, że zostanie doceniona.

Na deser: okładka! Tym razem nie Tobiasz Zysk, a Jędrzej Chełmiński, który zaprojektował m.in. obwolutę do zeszłorocznego wydania „1984” Orwella. Cała trylogia prezentuje się pod względem graficznym naprawdę imponująco i została wydana z rozmachem. Już sam fakt, że debiutantka dostała twardą oprawę, świadczy o tym, że wydawnictwo uwierzyło w jej historię. I wcale im się nie dziwię – bo my, czytelnicy, dostaliśmy kawał naprawdę porządnej fantastyki.

Gorąco polecam całą trylogię, z wyraźnym zaznaczeniem: czytajcie ją w kolejności! A ja z niecierpliwością wypatruję kolejnych książek Marty Mrozińskiej – jednej z najjaśniejszych gwiazd na firmamencie polskiego fantasy.

autor: Marta Mrozińska
cykl: Jeleni sztylet | Tom 3
okładka: Jędrzej Chełmiński
ISBN: 978-83-8335-568-9
wydawnictwo: Zysk i S-ka
ilość stron: 576
oprawa: twarda
rok wydania: 2025
gatunek: fantastyka
ocena: 💀💀💀💀💀💀💀💀 8/10


| 🤝 recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem ZYSK I S-KA

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

OSTATNI GOŚĆ WESELNY | Jason Rekulak

TAJEMNICE XX WIEKU. LUDZIE, SENSACJE, WYDARZENIA | Krzysztof Bochus