STATEK WIDMO | Frederick Marryat

* WYBORNA MIESZANKA GOTYCKIEJ GROZY Z MARYNISTYCZNĄ POWIEŚCIĄ PRZYGODOWĄ *

Morze lubię od dziecka. Pewnie mam to w DNA, w końcu mój pradziadek (ze strony taty) i wuj (ze strony mamy) byli marynarzami. Morze jednak od zawsze kojarzyło mi się przede wszystkim z wielką przygodą, równie wielką niewiadomą i wcale nie mniejszymi tajemnicami, które skrywa woda. Sami więc rozumiecie, że gdy Wydawnictwo Vesper zaproponowało mi zrecenzowanie "Statku widmo" od razu wiedziałem, że ta powieść jest dla mnie. I jasne, takie założenie bywa ryzykowne i może doprowadzić do rozczarowania, ale nie tym razem, bo Frederick Marryat stworzył opowieść ciekawą, wciągającą, mroczną i - mam takie wrażenie - ponadczasową.

Urodzony w 1792 roku Frederick Marryat - brytyjski wojskowy, który postanowił zostać pisarzem, miał na koncie ponad dwadzieścia tytułów, ale właściwie tylko jeden przebił się do światowej popkultury. Tym tytułem jest właśnie "Statek widmo" z 1839 roku, który możecie kojarzyć również pod nieco innym tytułem "Okręt widmo" (Wydawnictwo Morskie, 1973). Jak jednak powiedział kiedyś jeden z kapitanów promu StenaLine: "okręt to jest wojenny", dlatego też Latający Holender, będący przede wszystkim jednostką handlową, był - no właśnie - statkiem, a nie okrętem, a zatem w nowym tłumaczeniu wszystko się zgadza. Frederick Marryat właściwie beletryzuje znaną od XVII wieku legendę o statku widmo, pojawiającym się na morskim szlaku między Amsterdamem a Batawią na Jawie. Głównym bohaterem tej historii jest Filip Vanderdecken, który jest synem kapitana Latającego Holendra. Będąca na łożu śmierci matka, wyznaje Filipowi rodzinną tajemnicę, a ta staje się dla młodego - ledwie dziewiętnastoletniego chłopaka - brzemieniem, przekleństwem oraz przeznaczeniem. Chłopak zaczyna wierzyć, że tylko on jest w stanie uwolnić ojca i jego załogę od mrocznej klątwy, która więzi ich między życiem a śmiercią. Zaciąga się więc na statek i wyrusza na poszukiwania statku widmo...

No właśnie, bo dzieło Marryata to opowieść o przeznaczeniu właśnie, a także o bezgranicznej wierze w zapisaną z góry misję. Filip, to młodzieniec, który całkiem serio traktuje swoje zadanie i nie ma zamiaru spocząć dopóki go nie wypełni. Z obranego kierunku nie są w stanie zawrócić go ani przeciwności losu, ani ukochana kobieta, za którą wprawdzie szaleje i którą kocha na zabój, ale mimo to nie jest w stanie zaprzestać działań, niechybnie mogących doprowadzić go do zguby. Mamy więc również historię o poświęceniu, miłości i oddaniu, a sam bohater to raczej postać tragiczna niż heros w ludzkiej skórze. I choć grozy nie jest tu wiele, dostajecie coś więcej - opowieść pełną przygód i morskich opisów, które są bardzo realistyczne i budują wyjątkowy klimat, o który zadbał Marek Król. Możecie Go kojarzyć z przekładów chociażby "Twierdzy" F. Paula Wilsona czy ostatnio "Szlaku Umrzyka" Larry'ego McMutry'ego. Tłem "Statku widmo" jest XVII-wieczny pejzaż geopolityczny z tzw. "wojną osiemdziesięcioletnią" w tle czyli konfliktem Holendrów z Hiszpanami, a także społeczny, z bardzo silnym wpływem duchowieństwa. Frederic Marryat daje nam więc powieść mocno osadzoną w czasach holenderskiej dynastii Orańskich, przy czym napisał ją dwa stulecia później, co sprawiło, że do pewnych tematów podszedł z dystansem, na chłodno, co - moim zdaniem - też idzie na plus.

Po dłuższej przerwie Wydawnictwo Vesper wrócił do swoich korzeni - do klasyki. No dobra, ale ktoś powie, że korzenie tego wydawcy to literatura historyczna i militarna. Faktycznie od tego zaczynali, ale ja kojarzę Vesper od czasów zbiorów opowiadań Poe'go, Lovecrafta i Grabińskiego, przy czym pierwszą książką z tego Wydawnictwa jaką przeczytałem było "Muzeum dusz czyśćcowych" Stefana Grabińskiego. A zatem Vesper ponownie sięga po klasyków, co bardzo mnie cieszy, zwłaszcza jeśli ta klasyka jest na tak wysokim poziomie i tak przepięknie wydana jak właśnie "Statek widmo". Tym razem okładkę i ilustracje wykonał Krzysztof Wroński, którego powinniście kojarzyć z innych książek Vespera, ot chociażby z "Dzieci nocy" Simmonsa czy "Omnifagus" Rafała Nawrockiego.

Gdybym miał jednym zdaniem opisać tę powieść, powiedziałbym, że "Statek widmo" to wyśmienita mieszanka gotyckiej grozy z marynistyczną powieścią przygodową. To coś rzadko spotykanego, więc tym bardziej zasługuje na uwagę. Polecam i czekam na więcej takich perełek.

tytuł oryginalny: The Phantom Ship (1839)
autor: Frederick Marryat
tłumaczenie: Marek Król
okładka + ilustracje: Krzysztof Wroński
ISBN: 978-83-7731-482-1
wydawnictwo: Vesper
ilość stron: 492
oprawa: twarda
rok wydania: 2024 
ocena: 💀💀💀💀💀💀💀 7/10
| 🤝 recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem VESPER

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CONAN. KSIĘGA PIERWSZA | Robert E. Howard 🥇

COŚ | John W. Campbell

KANE. BOGOWIE W MROKU | Karl Edward Wagner 🥇