📼 POZWÓL MI WEJŚĆ (2010) 🔻 🆂ꜰɪʟᴍᴏᴡᴀɴɪ ⑤⑦
film na podstawie powieści
Po obejrzeniu szwedzkiej wersji "Pozwól mi wejść" zostałem na fali tego fenomenu i zaliczyć pozostałe dwie ekranizacje dzieła Johna Ajvide Lindqvista. Dwa lata po tym jak Tomasa Alfredsona zrealizował swój film według scenariusza Lindqvista, za temat wzięli się amerykanie z Overture Films i Exclusive Media Group, którzy wyłożyli na tę produkcję dwadzieścia baniek zielonych i najęli Matta Reevesa, aby wyreżyserował i napisał scenariusz. Reeves miał już na koncie kilka filmów, w tym nakręcony dwa lata wcześniej całkiem niezły "Projekt: Monster", jako scenarzysta jednak miał znacznie mniejsze doświadczenie, choć nie był kompletnym żółtodziobem.
Zaangażowano kilka znanych nazwisk, m.in. Richarda Jenkinsa i Eliasa Koteasa, a do głównych ról ściągnięto dwie wschodzące gwiazda: Kodiego Smit-McPee, który rok wcześniej wypłynął na szerokie aktorskie wody w filmie "Droga" opartym na prozie McCarthy'ego oraz Chloë Grace Moretz, która grała w całkiem sporych produkcjach już od pięciu lat i teraz mając lat 13 była aktorką z kilkunastoma filmami w swoim portfolio. I za obsadę ogromny props. Problem jednak dostrzegłem zupełnie gdzie indziej. To co najbardziej drażniło mnie w "Pozwól mi wejść" Reevesa, to jego amerykańskość. Tutaj wszystko jest spłycone, okrojone emocjonalnie, a melodramat z elementami grozy, staje się momentami tandetnym slasherem. To, w którą stronę pójdzie ten film, można wywnioskować już z pierwszej sceny, w której widzimy jak "ojciec" Abby jest wieziony karetką do szpitala, a cała jego twarz jest - dosłownie - roztopiona kwasem. Ten motyw pojawia się zarówno w książce, jak i pierwszym filmie, ale jest on na szarym końcu, a samookaleczenie "ojca" jest nam dobrze umotywowane. U Reecesa dostajemy na dzień dobry scenę, której jedyne zadanie to zaszokować widza, co pewnie się udało.Chociaż Smit-McPhee i Moretz mieli zdecydowanie lepszy warsztat niż szwedzkie dzieciaki, mam wrażenie, że słaby scenariusz nie pozwolił im rozwinąć skrzydeł. U Szwedów czuć było emocje i rodzące się miedzy dwojgiem dzieciaków uczucie. W końcu "Pozwól mi wejść" to przede wszystkim opowieść o samotności, przyjaźni i pierwszej miłości, natomiast amerykanie przykryli to wszystko papką z krwi i strzępów skóry rodem z kina klasy B.
W fabule również zaszły pewne drobne zmiany, choć są to zwykle zmiany na gorsze. Kolejne ofiary czy to Abby (w książce i w pierwszym filmie miała na imię Eli) pojawiają się na ekranie tylko po to, żeby zaraz zginąć i to jest ich jedyne zadanie, co jest kolejnym uproszczeniem całej opowieści. I jako zwykły horror ten film się broni, technicznie jest całkiem nieźle zrealizowany, ale "Pozwól mi wejść" to przecież coś znacznie więcej niż horror. Lindqvist stworzył wyjątkową opowieść o głębokiej relacji między dojrzewającymi dzieciakami, gdzie horror był jedynie środkiem stylistycznym. Szwedzcy filmowcy doskonale to zrozumieli i potrafili przenieść tę opowieść na ekran. Być może pomógł w tym sam Lindqvist, który napisał scenariusz. Tutaj ewidentnie go zabrakło, choć podejrzewam, że jego historia mogłaby okazać się dla amerykanów zbyt skomplikowana, za bardzo wymagająca.
Jak dla mnie obraz Reevesa nie wnosi nic nowego do tej opowieści. Jako horror wypada w porządku, ale to za mało, abym uznał "Pozwól mi wejść" z 2010 roku za ekranizację udaną i wartą polecenia.
reżyseria: Matt Reeves
scenariusz: Matt Reeves
obsada: Kodi Smit-McPhee, Chloë Grace Moretz, Richard Jenkins, Elias Koteas, Cara Buono i inni
kraj: USA, Wielka Brytania
scenariusz: Matt Reeves
obsada: Kodi Smit-McPhee, Chloë Grace Moretz, Richard Jenkins, Elias Koteas, Cara Buono i inni
kraj: USA, Wielka Brytania
czas trwania: 1:55
rok produkcji: 2010
_banner.jpg)
_poster.jpg)
Komentarze
Prześlij komentarz