📼 POZWÓL MI WEJŚĆ. SEZON 1 (2020) 🔻 🆂ꜰɪʟᴍᴏᴡᴀɴɪ ⑤⑧
Po niezbyt fortunnym amerykańsko-brytyjskim remaku z 2010 roku, do serialowej wersji "Pozwól mi wejść" podchodziłem jako do czegoś co chciałbym jedynie odhaczyć, co do czego nie mam wielkich oczekiwań. Zastanawiałem się też po cholerę po raz trzeci brać się za tę samą historię. Dzieło Lindqvista było fantastyczne i rozumiem fenomen, ale... Swoje zrobili Szwedzi, zresztą bardzo dobrze, potem na temacie wyłożyli się Amerykanie, co w sumie było do przewidzenia, więc po co zabierali się za to ponownie?
Na to pytanie odpowiedziałem sobie bardzo szybko: bo mieli świetny pomysł. Showtime, które ma w portfolio naprawdę jakościowe seriale takie jak "Dexter", "Ray Donovan", "Californication" czy "Shameless", w roku 2020 zrealizowało serial zainspirowany jedną z najlepszych powieści grozy jakie miałem okazję przeczytać. Inspiracja, a nie ekranizacja - tutaj to było kluczem, bowiem dostajemy zupełnie inną opowieść opartą jednak na tych samych fundamentach, na których opiera się dzieło Lindqvista: przyjaźń, miłość, poświęcenie. Mam jednak wrażenie, że Andrew Hinderaker - główny scenarzysta serialu - i jego ekipa zdołali to wszystko podkręcić, dodając wątki i bohaterów, no i mając do dyspozycji około 9 godzin rozbitych na 10 epizodów.
Jest tu sporo zmian, względem powieści. Akcja jest osadzona w Nowym Jorku, Eli nie jest bladą 12-latką, będącą wampirem od ponad stu lat, a Meksykanką, która została zarażona dekadę wcześniej. Nie jest sama, lecz ma oddanego ojca, który kocha ją nad życie i z tej miłości zabija dla niej, wyszukując chwasty w postaci podofilów. W tej kwestii Mark Kane, rewelacyjnie grany przez Demiána Bichira, kieruje się swoistym kodeksem Dextera, a raczej jakąś jego wariacją, co jest zupełnie zrozumiałe, bo facet będący głową rodziny, oddanym mężem i ojcem, musi sobie to mordowanie usprawiedliwić, jakoś zracjonalizować. Musi, żeby nie pęknąć, nie zwariować, a to wszystko dla ukochanej córki. Z kolei Isaiah (odpowiednik powieściowego Oscara) to - owszem - samotnik, outsider, nękany przez kilku gnojów ze szkoły, ale nie - tak jak w książce - kompletnie samotny. Ma matkę - policjantkę - która stara się jak może, aby otoczyć syna miłością i opieką i w przeciwieństwie do matki w książce, tej wychodzi. Mimo tego Isaiah pragnie mieć przyjaciela w swoim wieku, co zupełnie zrozumiałe, i pewnego dnia to pragnienie się spełnia, gdy do mieszkania obok wprowadza się Mark z Eleonorą. Eli też potrzebuje kogoś w swoim wieku, nic więc dziwnego, że tych dwoje zaprzyjaźnia się.
Z drugiej strony mamy zupełnie nowy wątek. Na przedmieściach, w ogromnej posiadłości Chorwat z "The Walking Dead: Dead City" pracuje nad lekiem przeciwwirusowym. A właśnie, bo w serialu Showtime'a wampiryzm traktowany jest jak wirus, co trochę się kłóci z samozapłonem pod wpływem promieni słonecznych czy koniecznością zaproszenia wampira do domu... Tutaj są pewne niekonsekwencje czy wręcz nielogiczności, ale pomińmy to. W każdym razie Chorwat od zombiaków ma syna, który też jest wampirem, no i pragnie dzieciaka wyleczyć. Problem w tym, że umiera na raka, więc zawczasu postanawia przekazać pałeczkę swojej córce, która przez ostatnią dekadę myślała, że jej młodszy brat nie żyje. Aby zarobić na badania, zarówno tatuś, jak i córeczka wypuszczają w miasto mocno uzależniające prochy, a matka Isaiah bada serię tajemniczych zgonów powiązanych z nowym narkotykiem. Wątków jest tu znacznie więcej, ale wszystkie dobrze się uzupełniają, przez co serial jest dynamiczny. Akcja jednak nie wpływa negatywnie na relacje między bohaterami, które były fundamentem powieści. Przyjaźń dzieciaków jest tu szalenia istotnym wątkiem i świetnie opowiedzianym. Eli w serialu jest bdużo cieplejsza i serdeczniejsza niż bohaterka powieści, a Isaiah to cholernie uczuciowy dzieciak. Oczywiście duży wpływ na to mają rodzice, będący całkowitym przeciwieństwem tych powieściowych. Przynajmniej jeśli chodzi o Oscara, bo rodzina Eli jest w książce Lindqvisa zupełnie pominięta.
"Pozwól mi wejść" to świetny serial, który ogląda się z wypiekami na twarzy. Choć ma zupełnie inne tempo, inną temperaturę opowiadania, no i opowiada zupełnie inną historię, to jednak tę produkcję postawiłbym tuż obok powieści i szwedzkiej ekranizacji. Choć oczywiście powody są różne, ale i mój odbiór tych dwóch produkcji również był inny. Żałuję jednak, że Showtime skasowało serial po pierwszym sezonie, że zatrzasnął furtkę, która została uchylona w finałowym odcinku. Szkoda, ale i tak cieszę się, że obejrzałem ten serial. To naprawdę solidnie zrealizowana produkcja, z którą miło spędziłem trzy wieczory.
scenariusz: Andrew Hinderaker, Laura Marks, Mfoniso Udofia, Ren Dara Santiago, David Turkel
obsada: Demián Bichir, Madison Taylor Baez, Anika Noni Rose, Ian Foreman, Grace Gummer i inni
kraj: USA
_banner.jpg)
_poster.jpg)
Komentarze
Prześlij komentarz