📚 PRZEDWIOŚNIE | Stefan Żeromski 🔻 🆁ᴇᴄᴇɴᴢᴊᴀ

 LEKTURA, PO KTÓREJ CHCE SIĘ WYPŁUKAĆ GĘBĘ 

Oj, coś pod koniec roku nie mam szczęścia do dobrych książek. Najpierw nieszczęsna „Dziesiąta Aleja” Maria Puzo, a teraz to… Podkusiło mnie, żeby sięgnąć po „Przedwiośnie”. To schyłkowy Żeromski - jego ostatnia powieść, wydana po raz pierwszy w 1924 roku, na rok przed tym, jak jego serce nie wytrzymało na zakręcie i stanęło. Zresztą końcówka jesieni 1925 roku odebrała nam nie tylko Stefana Żeromskiego, ale również innego polskiego pisarza - Władysława Stanisława Reymonta... No dobra, ale ja w sumie nie o przedwojennych łupach kostuchy. W końcu minęło już sto lat, więc ten, kto miał się otrząsnąć z tych zgonów, już to zrobił, a najpewniej dołączył do wyżej wymienionych w zaświatach, więc… nie ma o czym gadać.

„Przedwiośnie” to jedna z tych powieści, które zaczynają się dobrze, a kończą jak te barany, co w wózkach sklepowych zjeżdżają z góry - rozpieprzeni na jakimś drzewie albo połamani w rowie. Mówimy o takich, że "mieli nieciekawy koniec" i właśnie takie też jest ostatnie głośne dzieło Żeromskiego. Dlaczego głośne? Nie mam pojęcia. Nie rozumiem fenomenu „Przedwiośnia”, ale nauczyłem się, że nie wszystkie zjawiska muszę rozumieć. „Przedwiośnie” to powieść o bogatym dzieciaku, który zachłysnął się lewicowym pierd*leniem o równości i wspólnej własności, o wyzwoleniu klasy robotniczej spod jarzma burżuazji i tym podobnych kocopołach. Prawie jakby słyszał Zandberga, Biejat czy innego lewackiego odklejeńca. Ooo… mam! Ci z Ostatniego Pokolenia przypominają trochę takie nieudane, jeszcze bardziej wynaturzone klony Cezarego Baryki. A zatem Baryka tkwi w tym lewackim gównie w Baku - bo tam też rodzina Baryków jest urządzona - aż wybucha powstanie w 1918 roku i miasto zamienia się w rzeźnię oraz pogorzelisko.

Tak w ogóle Żeromski podzielił „Przedwiośnie” na trzy części i ta pierwsza, zatytułowana „Szklane domy”, przy całej antypatyczności głównego bohatera, jest naprawdę niezła. Sporo się tam dzieje. Ojciec Cezarego idzie na wojnę, potem matka popada w nędzę i umiera, a sam Cezary tuła się po Baku, próbując przeżyć jako kloszard. Wreszcie zostaje odnaleziony przez ojca i wspólnie wyruszają w drogę do Polski. Żeromski w sposób ciekawy i literacko barwny kreśli obraz tej tułaczki, ale później, gdy Czaruś dociera wreszcie do Warszawy, robi się nieznośnie nijako. Tak jakby Żeromski nie miał dalszego pomysłu na tę powieść, a jednocześnie bardzo chciał pokazać dojrzewanie swojego bohatera. I w sumie nie wiem, dlaczego tak się uparł, bo Baryka z pierwszej części „Przedwiośnia” i Baryka z ostatniej sceny „Przedwiośnia” to de facto ta sama osoba, która jedynie utwierdza się w swoim skrajnym lewactwie. Tam nie dochodzi do żadnej mentalnej czy duchowej przemiany, nie ma tam refleksji nad tym co było.

I tu wypada się zatrzymać na chwilę przy tym bohaterze, bowiem młody Baryka to jeden z najbardziej odpychających bohaterów w polskim kanonie klasyki literatury - gość tak irytujący, że ma się ochotę tłuc go i patrzeć, czy jeszcze dycha. Nie wiem, czy taki był cel Żeromskiego, ale stworzył chłopaczka oderwanego od rzeczywistości, strasznego odklejucha, podatnego na wpływy innych, słabego psychicznie i pomiatającego własną matką. W sumie trochę jak Biedroń, chociaż Czarek na swoją rodzicielkę łapy nie podniósł. Tak czy inaczej, tej postaci - mówię o Czarku, oczywiście (choć w sumie nie tylko o nim) - nie byłem w stanie przetrawić. Baryka to koleś irytujący, odpychający i zwyczajnie durny, a poświęcanie czasu durniom to po prostu marnotrawienie go.

Jednak może się zdarzyć tak, że bohaterowi życzymy rychłej i bolesnej śmierci, bo jest głupi i żałosny, ale chociaż świat, w którym tkwi jest ciekawy, barwny i porywający. Czasami tak jest, ale nie w "Przedwiośniu", co potwierdzają dwie kolejne części tej powieści, gdzie już szorujemy dupskiem po fabularnej równi pochyłej. Tam naprawdę niewiele się dzieje, a kolejni bohaterowie wrzuceni do tej historii okazują się równie zajmujący co rozpaćkany lód waniliowy na chodniku - omijasz go, żeby sobie nie upierdzielić pepegów, i zaraz o nim zapominasz. Tak też jest z postaciami przewijającymi się przez „Przedwiośnie” - są do bólu nudne, nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Zresztą dialogi w dziele Żeromskiego to temat na zupełnie inną porcję kpin i szyder, ale w skrócie - przypominają mokry sen grafomana.

Jedno jednak trzeba Żeromskiemu oddać - przynajmniej w tym nudziarstwie jest konsekwentny, bowiem, co jak co, ale nudni bohaterowie pasują do nijakiej i miałkiej opowieści. Słowem: jest słabo, a to zostawia cierpki posmak na języku. Tak że idę wypłukać gębę i Was zachęcam do rozejrzenia się za inną lekturą.


tytuł oryginalny: "Przedwiośnie" (1924)
autor: Stefan Żeromski
seria: Biblioteka Polska | Tom XVI
ilustracje: Sztuczna Inteligencja
ISBN: 978-83-282-5502-9
wydawnictwo: Hachette Polska
ilość stron: 252
oprawa: twarda
rok wydania: 2025
gatunek: klasyka | polityczna
ocena: 💀💀💀 3/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

📼 REACHER. SEZON 3 (2025) 🔻 🆂ꜰɪʟᴍᴏᴡᴀɴɪ ⑤③

📼 WIOSNA (2017) 🔻 🆂ꜰɪʟᴍᴏᴡᴀɴɪ ⑤④

📼 POZWÓL MI WEJŚĆ. SEZON 1 (2020) 🔻 🆂ꜰɪʟᴍᴏᴡᴀɴɪ ⑤⑧