MOJA MARTWA DZIEWCZYNA | Marcin Bartosz Łukasiewicz

* GROZA I KRYMINAŁ Z PRZYMRUŻENIEM OKA *
 
Pewnie każdy z Was ma swoje zdanie i podejście do debiutanckich dzieł. Jedni omijają je szerokim łukiem, inni wręcz przeciwnie, jeszcze inni czekają aż książka trochę się zakurzy i zyska kilka/kilkanaście recenzji/opinii. To zupełnie naturalne, nikt nie lubi wydawać forsy w ciemno, dlatego też pozwólcie, że opowiem Wam dziś o jednym z najciekawszych i najoryginalniejszych debiutów powieściowych tego roku. I mimo, iż wciąż trwa sezon ogórkowy i nie mamy tak wiele godnych uwagi nowości, Wydawnictwo Zysk i S-ka, właśnie wyszło przed szereg i wypuściło powieść "Moja martwa dziewczyna" Marcina Bartosza Łukasiewicza.

obraz wygenerowany przez AI » ZOBACZ WIĘCEJ
Na twórczość Marcina natknąłem się w kwietniu tego roku, przy okazji antologii "Gruzy", której miałem przyjemność patronować. Jego opowiadanie "Pierwszego lipca, tam gdzie zwykle" zwróciło moją uwagę nie tylko ze względu na mroczną wizję przyszłości, jaką Marcin tam roztaczał, ale również na dynamikę samego tekstu oraz świetne dialogi. Jak się okazuje dialogi nie tylko w krótszych formach są mocną stroną tego Autora, ale również w pełnometrażówce, którą właśnie mam przed sobą. Jednak o tym za chwilę.

Zacznijmy od tego, o czym jest "Moja martwa dziewczyna", której tytuł w pierwszym momencie skojarzył mi się z powieścią Grady'ego Hendrixa "Moja przyjaciółka opętana". Jednak to są zupełnie dwie różne historie i nawet nie można mówić o inspiracji, no chyba, że tytułem. W każdym razie już na samym początku lądujemy na cmentarzu i jesteśmy świadkami dość pikantnej sceny między Piotrem, który jest jednocześnie narratorem całej opowieści oraz Jutką - dziewczyną o fioletowych włosach i zielonych oczach, która jest... zombie. Chwile intymności pod drzewem przerywa jednak krzyk. Okazuje się, że na cmentarzu jest trup, co w sumie nikogo nie powinno dziwić, co nie. Na cmentarzach na ogół nie brakuje trupów, ale ten po pierwsze jest całkiem świeży, a po drugie: nie ma wątpliwości, że tak sam z siebie nie zszedł z tego świata. Mamy więc zagadkę kryminalną, której rozwiązania podejmuje się Jutka wspólnie ze swoim chłopakiem Piotrem i dziewczyną Kaśką - kilkusetletnią, choć cholernie atrakcyjną północnicą.

Jeśli po przeczytaniu opisu, pojawił się na Waszych buźkach uśmiech, to bardzo dobrze. "Moja martwa dziewczyna", to fantastyka, groza i kryminał z przymrużeniem oka. Fantastyczna mieszanka, która mi osobiście dostarczyła sporo rozrywki i śmiechu.

Marcin Bartosz Łukasiewicz stworzył współczesną powieść, ale jakby częściowo oderwaną od rzeczywistości jaką znamy, gdzie niektóre cmentarze pełnią rolę swego rodzaju rezerwatów dla nieumarłych i duchów, gdzie spotkacie zombie, północnicę, ghule, upiory i licho. To jakby alternatywna rzeczywistość, gdzie od dekad nieumarli i żywi funkcjonują obok siebie, choć wciąż jest sporo lęków i uprzedzeń, co można przełożyć i na nasz świat.

Już w opowiadaniu "Pierwszego lipca, tam gdzie zwykle", moją uwagę zwróciły świetne, naturalnie brzmiąco dialogi Marcina. "Moja martwa dziewczyna", właściwie w lwiej części również opiera się na dialogach, w nich tkwi cały humor tej powieści, a Marcin Bartosz Łukasiewicz pisze je z lekkością i swadą, która sprawia, że czytając czuje się ten unikalny powieściowy rytm, który dla pisarza bywa równie charakterystyczny, co odcisk palca.

Do tego wszystkiego dochodzą barwne postaci; barwne nie tylko zewnętrznie, ale również wewnętrznie, często mające za sobą skomplikowaną, a nawet i smutną przeszłość. Głównych aktorów tego spektaklu polubiłem od razu, bo i nie lubić się ich nie da. Warto też wspomnieć, że sam pomysł, żeby osadzić akcję na cmentarzu wśród zjaw i nieumarłych, a "śledczą" uczynić zombie, uważam za świetny i nowatorski. Jeśli jednak spodziewacie się zawiłej, skomplikowanej intrygi kryminalnej, to nie, to nie tu. "Moja martwa dziewczyna" to powieść czysto rozrywkowa, ale świetnie napisana, dowcipna, dając chwilę wytchnienia po ciężkim dniu. Tej książce bardzo daleko do rasowego kryminału, ale gdyby nim była, coś czuję, że mocno by straciła na swojej lekkości i atrakcyjności.

Jeśli więc szukacie lekkiej i przyjemnej lektury na lato (albo na każdą inną porę roku), to "Moja martwa dziewczyna" może się okazać strzałem w dziesiątkę. Moim zdaniem, to bardzo udany debiut powieściowy. Marcin Bartosz Łukasiewicz zafundował mi przednią rozrywkę i ciekawą opowieść, która - mam taką nadzieję - nie będzie Jego ostatnią w literackim dorobku. Za co trzymam kciuki, a Was gorąco zachęcam do lektury "Mojej martwej dziewczyny".

autor: Marcin Bartosz Łukasiewicz
ISBN: 978-83-8202-981-9
wydawnictwo: Zysk i S-ka
ilość stron: 336
oprawa: miękka ze skrzydełkami
rok wydania: 2023 
ocena: 💀💀💀💀💀💀💀 7/10
| 🤝 recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem ZYSK I S-KA

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

KANE. BOGOWIE W MROKU | Karl Edward Wagner

1984 | George Orwell

ŻYWE TRUPY | George A. Romero & Daniel Kraus