STARCIE KRÓLÓW | George R.R. Martin

* WOJNA DOMOWA W SIEDMIU KRÓLESTWACH *

Pierwszy raz "Starcie królów" przeczytałem nieco ponad 11 lat temu. Pamiętam, że już wtedy powieść Georga R.R. Martina zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, jednak z Jego prozą jest trochę tak jak z dziełami Sienkiewicza, Słowackiego czy Kraszewskiego, po prostu trzeba do niej dojrzeć. Książki Martina są raczej dla smakoszy literatury fantasy, dla tych co lubują się w plastycznej narracji, w wolnym tempie i niuansach, które czynią opowieść bardziej głęboką i przemyślaną.

Ale może zaczną od początku... "Starcie królów" to bezpośrednia kontynuacja "Gry o tron", więc jeśli nie czytaliście "Gry..." dajcie sobie spokój ze "Starciem...". To jest cykl, więc jeśli chcecie, żeby cała opowieść miała ręce i nogi, czytacie od dechy do dechy. A zatem... Zapoczątkowana w pierwszym tomie "Pieśni Lodu i Ognia" Wojna Pięciu Królów, rozgorzała na dobre. Tutaj każdy walczy z każdym, przeciwko sobie stają bracia Baratheonowie, którzy chcą objąć Żelazny Tron, na północy młody Stark ściera się ze starym Lannisterem, jednak dla Starka najgroźniejszym przeciwnikiem okazuje się być ród Greyjoyów z Żelaznych Wysp. W Królewskiej Przystani też jest niespokojnie, widmo ataku jest bardzo realne, a wewnętrzne pałacowe rozgrywki sprawiają, że królestwo jest mocno osłabione. Pięciu królów toczy zażarty bój i żaden z nich nie ma zamiaru zrobić ani pół kroku w tył. Gdy wojna domowa w Siedmiu Królestwach trwa w najlepsze, na drugim końcu świata Daenerys Targaryen - matka trójki małych jeszcze smoków - szuka kolejnych sprzymierzeńców, którzy pomogą jej odzyskać Żelazny Tron.

"Starcie królów", jak zresztą cała "Pieść Lodu i Ognia", to historia opowiedziana z perspektywy wielu bohaterów. Każdy tom ma jednak postać wiodącą i tutaj jest nią Tyrion Lannister - Krasnal, który w mojej wyobraźni ma twarz Petera Dinklage'a. Pewnie dlatego, że Peter tę role odegrał po prostu fenomenalnie, jednak nie o serialu dziś Wam opowiadam, a o rewelacyjnej powieści Georga R.R. Martina z 1998 roku, która wreszcie doczekała się porządnego wydania, bez tych wszystkich okładek HBO czy kiepskich rysunków z początku XXI wieku. Ok, po drodze było jeszcze ilustrowane wydanie specjalne, ale w limitowanej ilości i nie wszystkie tomy się ukazały, więc tego nie liczę. Teraz, wszystko na to wskazuje, Zysk wyda całość w spójnej i - nie będę tego ukrywał - przepięknej szacie graficznej Macieja Łaszkiewicza.

"Starcie królów" to blisko 1000 stron znakomitej historii o zdradach, spiskach i nienawiści; o żądzy władzy, ludzkiej zgniliźnie i pogardzie do bliźniego, często tej samej krwi. George R.R. Martin, jak mało który autor, z taką bezkompromisową bezwzględnością wyciąga z nas to co najgorsze i popycha swoich bohaterów w stronę mroku. Najlepszym przykładem jest tu Theon Greyjoy, którego poznajemy w "Grze o tron" jako takiego wesołka, do którego idealnie pasuje powiedzenia: "śmieje się jak głupi do sera", a tymczasem w "Starciu królów" budzą się w nim pragnienia i ambicje, całkowicie go zmieniające, a może bardziej: odkrywające jego prawdziwe oblicze? Również Arya przekracza granicę. Nie powiem, że wkracza w ciemności, ale się o nią ociera, podobnie zresztą jak John Snow. Tyrion z kolei jest tym samym Tyrionem, którego poznaliśmy w "Grze o tron". W "Starciu królów" jest bardziej bezwzględny, a jego gra z "ukochaną" siostrą bardziej wyrafinowana, ale to dlatego, że ma teraz lepsze warunki. Jest królewskim namiestnikiem, a w Siedmiu Królestwach to prawie jak bycie królem, tym bardziej, że ten król to sadystyczny idiota, który niewiele ogarnia, bo i niewiele go interesuje. I tu dochodzimy do różnorodności zachowań, charakterów, postaw kolejnych bohaterów "Starcia królów". Dopieszczeni w szczegółach sprawiają, że każdy jest inny, każdy ma jakąś cechę charakterystyczną, każdy zapada w pamięć.

No i jeszcze ten język, w którym można się rozsmakować, który zachwyca, który sprawia, że "Pieśń Lodu i Ognia" ociera się, niczym kot o nogi swojej opiekunki, o literaturę piękną, a wielowątkowość sprawia, że ogrom wykreowanego przez Georga R.R. Martina świata z jednej strony trochę przytłacza, z drugiej zaś fascynuje i sprawia, że chce się w ten świat wejść głębiej, jeszcze dokładniej go spenetrować, poznać nowe krainy i nowe postaci. "Grę o tron" nazwałem ponad 800-stronicowym wstępem do znacznie większej opowieści. W "Starciu królów" Martin rozwija kolejne wątki dając nam z jednej strony znakomite political fiction osadzone w świecie zbliżonym do średniowiecza, z drugiej strony mroczne, pełnokrwiste fantasy o przebudzeniu zła, o tajemnicach dalekiej północy odciętej potężnym murem, za którym żyją olbrzymy, wargi, gdzie budzą się trupy, gdzie kończy się lato a zaczyna zima...

"Starcie królów" czy może bardziej cała "Pieśń lodu i ognia" to cykl cholernie wymagający. Głównie za sprawą swych rozmiarów, mnogości postaci i wątków... To nie jest lektura lekka, ale myślę, że nigdy nie miała taką być. Jeśli lubicie lekką fantastykę, to Martin nie jest dla Was, ale jeżeli szukacie literackich uniesień; Literatury przez duże "L", to "Pieśń Lodu i Ognia" jest właśnie dla Was. Ja, wciąż zachwycając się nowym wydaniem, odkładam "Starcie królów" na półkę i niecierpliwie czekam na kolejny tom - podzieloną na dwie części "Nawałnicę mieczy".

tytuł oryginalny: A Clash of Kings (1998)
autor: George R.R. Martin
tłumaczenie: Michał Jakuszewski
ilustracja na okładce: Maciej Łaszkiewicz
cykl: Pieśń Lodu i Ognia | Tom 2
ISBN: 978-83-8335-308-1
wydawnictwo: Zysk i S-ka
ilość stron: 1022
oprawa: twarda
rok wydania: 2024 
gatunek: fantasy
ocena: 💀💀💀💀💀💀💀💀💀 9/10
| 🤝 recenzja powstała w ramach współpracy barterowej z Wydawnictwem ZYSK I S-KA

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

STATEK WIDMO | Frederick Marryat

BURSZTYNOWA CZAROWNICA | Wilhelm Meinhold

MROCZNA MATERIA | Blake Crouch