DEWOLUCJA | Max Brooks

* MIESZCZUCHY KONTRA SASQUATCHE *

XIX wiek przyniósł nie tylko drugą rewolucję przemysłową, ale także pierwsze doniesienia o wielkich małpach, które rzekomo widziano w różnych częściach świata. Jedni uważali te tajemnicze kryptydy za wytwór zbyt wybujałej wyobraźni, inni za brakujące ogniwo ewolucji, nie zmienia to jednak faktu, że kilkumetrowe stwory pojawiły się w doniesieniach wielu i to na całym świecie. I tak Indusi, Nepalczycy i Tybetańczycy mają swojego Yeti, Australijczycy - Yowie, a Amerykanie - Wielką Stopę, zwaną również Sasquatchem. Z tej trójki Yowie zdecydowanie jest najmniej znany, za to Wielka Stopa... No cóż, Wielka Stopa to jedna z amerykańskich popkulturowych ikon, która od lat '70 XX wieku jest obecna zarówno w kinie, telewizji, jak i literaturze. To już ponad pół wieku i wydawać by się mogło, że temat już trochę przebrzmiał. Nic bardziej mylnego, bowiem po Sasquatche sięgnął właśnie Max Brooks - facet, który dał nam nie tylko poradnik o tym, jak przetrwać apokalipsę zombie, ale też zbeletryzował Minecrafta. W "Dewolucji" serwuje nam atak Wielkich Stóp na mieszkańców osady high-tech. Brzmi nowocześnie? I słusznie.
 
●  Max, syn Mela
Nie będę udawał, że czytałem wcześniejsze książki Maxa Brooksa, bo tak nie było. Widziałem jedynie ekranizację jego powieści "World War Z" i wydała mi się zbyt mocno ugrzeczniona, ale w końcu wyszła w kategorii wiekowej PG-13, co - w przypadku filmu o zombie - uważam za absurd. Ale mniejsza z tym. Do tej pory jedynym Brooksem jakiego kojarzyłem był Mel, na którego produkcjach się wychowałem. "Kosmiczne jaja", "Dracula - wampiry bez zębów", "Robin Hood: Faceci w rajtuzach"... Jednoosobowy, amerykański Monty Python od dziecka mnie bawił, a że wciąż zdarza mi się być mentalnym gówniarzem, bawi do dziś. Gdy więc dowiedziałem się, że "Dewolucja" jedna z pierwszych wrześniowych premier Wydawnictwa Zysk i S-ka, jest autorstwa syna Mela i w dodatku jest to horror o Sasquatchach, pomyślałem: "no kurde, muszę poznać tę historię".

●  Odcięci od świata, zdani na łaskę własnych ułomności
Zastanawiałem się czy nie zacząć od konwencji, w jakiej utrzymana jest ta powieść, ale o tym jednak za chwilę. Teraz skupmy się na fabule. Rzecz dzieje się w waszyngtońskich lasach, nieopodal Góry Rainier, która de facto jest wulkanem. Wciąć aktywnym, czego dowodem jest wybuch odcinający mieszkańców Greenloop od świata. Czym jest Greenloop? Osadą w środku lasu, w której garstka bogatych mieszczuchów, zamarzyła sobie, aby zamieszkać blisko natury i być eko. W osadzie jest jedynie siedem domów, naszpikowanych elektroniką, wyposażonych w panele słoneczne i nowoczesne rozwiązania. Wiecie, oni swoje miejskie życie przenieśli do dziczy i tu był ich największy błąd, bo gdy wulkan wybucha, zostają odcięci od świata. Pada internet i telefony, drogi są nieprzejezdne, a wokół panuje taki chaos, że służby nawet nie zdają sobie sprawy z istnienia Greenloop. Pojawiają się pytania: co z jedzeniem, do tej pory zamawianym przez internet i dostarczanym przez drony? Co, gdy fotowoltaika wysiądzie? I jak zmierzyć się z zagrożeniem czyhającym w lesie? Bohaterowie tej historii nie mają jednak pojęcia o surwiwalu, to mieszczuchy, które bawią się w ekologię. A tymczasem przyjdzie im się zmierzyć z potężnym zagrożeniem. "Potężnym" rozumianym dosłownie i wyglądającym jak wielka owłosiona małpa. I to niejedna!

●  Brooks bawi się konwencją
Musicie wiedzieć, że "Dewolucja" nie jest zwykłą powieścią. Może inaczej: nie jest powieścią w klasycznej formie. Max Brooks postanowił bowiem stworzyć coś na kształt fikcyjnego reportażu, na który składa się głównie dziennik Kate Holland odnaleziony w pozostałościach Greenloop oraz wypowiedzi jej brata oraz babki z rangersów, która przeczesywała okolice góry Rainier. Sam dziennik stał się zapisem dramatu mieszkańców osady nieco mimochodem, ponieważ początkowo miał być formą terapii Kate. I pierwsze wpisy faktyczny, są poświęcone prozaicznej codzienności, choć w niezwykłej scenerii. Jednak im dalej, że tak powiem, w las, tym robi się niebezpieczniej. Mamy więc dobrze nam znane dawkowanie napięcia, ale podane nieco inaczej. Lubię takie nieoczywistości w narracji, są miłą odskocznią, od tego co znam. Bo sama historia nie jest jakoś specjalnie skomplikowana. Powiem Wam więcej: już na samym początku wiemy jak to się skończy. Tutaj Brooks nie bierze jeńców i nie zadowala się jedynie jedną głową jak George R.R. Martin w "Grze o tron". Tutaj giną wszyscy i na samym starcie jest nam to wyraźnie zakomunikowane. Zresztą, odniosłem takie wrażenie, być może całkiem błędne, ale... Wydaje mi się, że "Dewolucja" to jedna z tych książek, w której finał nie jest aż tak ważny, jak droga do tego finału, no i oczywiście sama forma, w jakiej to wszystko jest nam podane niejako narzuca nam pewne rozwiązania, a jednym z nich jest - przynajmniej w domyśle - powszechność zakończenia tej opowieści. Przypomnę tylko, że ta forma, to reportaż, a gdy sięgamy po tego typu literaturę, ot, wieźmy sobie chociażby reportaż biograficzny "Polowanie na Escobara" Marka Bowdena, dobrze wiemy jak to się skończy. W przypadku Escobara, Escobar ginie. I to samo mamy w "Dewolucji", chociaż tutaj opowieść jest całkowicie fikcyjna.

●  Rozsądni wśród głupców
Bohaterom nie poświęcę zbyt wiele uwagi, bo właściwie w "Dewolucji" liczą się tylko dwie postaci: główna bohaterka, która z racji tego, że to ona pisze dziennik, ma najwięcej do powiedzenia oraz jej sąsiadka - Mostar, starsza pani i wciąż aktywna artystka, mająca nie tylko rozwinięty rozsądek i życiową mądrość, ale i niemalże wrodzoną zaradność, czego wszystkim innym brakuje. Ale powiedzmy sobie szczerze: cała reszta to produkt naszych czasów, banda niezaradnych, odklejonych od rzeczywistości mieszczuchów, którzy chcą być eko, bo to teraz trendy, bo to teraz modne, przy czym próbują narzucić przyrodzie miejski styl życia. Oczywiście, że to się źle skończy, ale z drugiej strony, czy mogło się skończyć inaczej. Wśród bohaterów nie ma ani jednego takiego naszego Adolfa Kudlińskiego, choć Mostar jako jedyna w tej "wesołej" gromadce jest na tyle zdeterminowana, na tyle inteligentna i na tyle rozsądna w podejściu do otaczającej ją przyrody, że od biedy może uchodzić za początkującego domorosłego prepersa. No i jest jeszcze Kate i jej mąż, którzy choć też nieprzygotowani do życia w dziczy, przynajmniej są bystrzy, słuchają mądrzejszej od siebie i szybko się uczą, dopasowują do nowej rzeczywistości. "Dewolucja" jest więc opowieścią o rozsądnych wśród głupców i o głupcach, którzy wierzą w swój rozsądek.

●  Wydawnictwo Zysk i S-ka ponownie pozytywnie zaskakuje
Już od jakiegoś czasu, zauważyłem pewien trend, jaki przyjęło Wydawnictwo Zysk. Chodzi o to, że coraz więcej ich książek wychodzi w twardych oprawach, co jako fan twardych opraw, bardzo doceniam. "Dewolucja" również ukazała się "na twardo" ze świetną ilustracją Szymona Wójciaka. Tak z ciekawości zerknąłem na oryginalne wydanie i wiecie co? Oni, w tej Ameryce, chyba nie do końca ogarniają, że okładka ma przyciągać, a nie odpychać. 😉 Na szczęście w Polsce nie brakuje dobrych grafików i ilustratorów, dlatego też nasze wydania często prezentują się o niebo lepiej, niż oryginały i "Dewolucja" jest tego dowodem.

●  Kończę, bo herbata stygnie
Na zakończenie wypadałoby jakoś to wszystko podsumować... Ok, spróbujmy zatem. "Dewolucja" to na pewno opowieść o przetrwaniu i o wskrzeszeniu Wielkiej Stopy, jako jednej z ikonicznych postaci amerykańskiej popkultury.  Ja wiem, że w tej recenzji mało było sasquatchy, ale właściwie nie widziałem sensu, aby się nad nimi rozwodzić. One tu są, są częścią dzikiej przyrody, z którą walczą bohaterowie i właściwie tyle. Wolę skupić się na samych bohaterach, na ich uczeniu się życia na nowo, bez internetu, telefonów, bez dostępu do świata zewnętrznego... Max Brooks bardzo dobitnie to tu opisał, pokazując jednocześnie czym kończy się brak szacunku do przyrody i nierozumienia zasad jakie w tej przyrodzie panują. Osobiście odebrałem "Dewolucję" jako grożący palec, wymierzony w kierunku korpomieszczuchów, którym marzy się życie z dala od miasta, w pseudo-ekologicznej utopii. Jednak Matka Natura bardzo nie lubi oszustów i o tym również jest ta powieść.

Dodatkowy plus za ciekawą formę reportażu, bo to faktycznie była odskocznia od klasycznie zbudowanych powieści; no i kolejny plus za twardą oprawę. Słowem: polecam. 👍

tytuł oryginalny: Devolution. A Firsthand Account of the Rainier Sasquatch Massacre (2020)
pełny tytuł polski: Dewolucja. Relacja z pierwszej ręki o masakrze dokonanej przez sasquatche nieopodal góry Rainier
autor: Max Brooks
tłumaczenie: Paweł Wieczorek
okładka: Szymon Wójciak
ISBN: 978-83-8335-326-5
wydawnictwo: Zysk i S-ka
ilość stron: 374
oprawa: twarda
rok wydania: 2024 
gatunek: horror
ocena: 💀💀💀💀💀💀💀 7/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

DUCHY LETNIEJ NOCY | antologia nowel i opowiadań

COŚ | John W. Campbell

KANE. BOGOWIE W MROKU | Karl Edward Wagner 🥇